6. Proces.
Co miało być to i było. Stało się to, na co wszyscy
mieszkańcy i zainteresowani w sprawie a i Czytelnicy oczekiwali. Bo to
wydarzenie niebywałe i jedyne takie w Świecie było. Będzie długo ale i
ciekawie, zapraszam na kawę… ale przed tem trzeba tekst „Do sprawy.. ” przeczytać, bo
jest procesu wstępem i otwarciem.
Zanim jednak burmistrza do otwarcia procesu, zaczęcia
sprawy, do głosu go dopuszczę, muszę Czytelników obznajmić w ówczesnym prawa stanowieniu.
Owóż w tamtem czasie, to nie sąd winy oskarżonego dochodził,
jeno to on jako zaskarżony swojej niewinności musiał dowodzić. Adwokatów przy
tem nie było; on sam zeznaniami swoimi, rodziny czy świadków przed sądem się bronił
a tortury? Mogły sądowi bardzo pomóc. Były też przed sądem poręczenia i opinie
osób postronnych do tego. To wszystko na sprawie być musiało i to na jednym
posiedzeniu, bo sprawa jakimś rozwiązaniem musiała się skończyć, znaczy się
wyrokiem.
Bo po prawie, jak jest szkoda jaka, to i winny musi się
znaleźć, i kara być musi. Ale po sprawiedliwości, to owo nie koniecznie jest.
Właśnie dlatego w sprawach ojciec Marek uczestniczył.
Uczonym on w piśmie był, wykształcenie w uniwersytetach zdobywał. On to robił
notatki do swoich rozpraw o stanowieniu prawa i jego od sprawiedliwości odstawaniu.
Zanim do czego doszło burmistrz do Woźnego się zwrócił;
- Woźny, czy wszyscy na sprawie się stawili?
- Wszyscy Wysoki Sądzie wedle przykazania; strony i
świadkowie na miejscu, wszyscy są na sali.
- Oskarżony?
- W gotowości stoi.
- Wprowadzić!
Woźny wychodzić ani krzyczeć nie musiał, wszak Hieronim pod
strażą za otwartymi drzwiami stał, na
swoją kolej czekał. Wystarczyło ręką skinąć i komendant do sali go wprowadził.
Poruszenie wśród zgromadzonej widowni to zrobiło. Bo to
szlachcica w takim stanie to oni nie widzieli; w odzieniu poobrywanym i
poraniony on był, i robił wrażenie. Wszystkie twarze się na niego obróciły i od
wejścia prowadziły wzrokiem. Ale zanim przed obliczem sądu stanął, w Sali cisza
zapadła, i dobrze, że burmistrz nie musiał obecnych uciszać.
*
Bo też głos zabrać mu przyszło do podjęcia sprawy;
- W imię ojca i syna, i Ducha Świętego. – przeżegnał się i
wszyscy w sali za nim się żegnali.
- Zebraliśmy się tutaj, żeby w imieniu Miasta Lwówka
Szląskiego Hieronima Kopacza oskarżonego o mord na niewinnej Barbarze Shulce
sprawiedliwie rozpatrywać, sądzić i sprawiedliwego wyroku dochodzić.
- Czy oskarżony przyznawa, że dnia wczorajszego z wieczora, to
jest dnia 16-go lipca roku pańskiego 1517 roku, w karczmie „Pod złotym lwem” we
Lwówku Śląskim, do Barbary Shulce z bandoletu wypalił, zabijając ją przy tem na
miejscu.
- Czy oskarżony przyznaje się do winy?
- Nie przyznaję się do winy, to nie ja. Pijany wtedy byłem,
pamięć mnie odeszła. Nie wiem, kto mi to zrobił Wysoki Sądzie. Może to być, że
kto inny wypalił… - Hieronim zaprzeczał i tłumaczył bezładnie ale mu sędzia machaniem
ręki przerywał, słuchać tych tłumaczeń nie chciał.
Sędzia po pergaminy sięgał tłumacząc przy tem;
- Nie przyznajesz się, to i zamilcz. Sąd świadectwa świadków
zdarzenia na pergaminach zebrał był. Twoich kompanów, co przy tem byli i zda
się, że nic nie widzieli, i zeznania rodziny, żeś dymiący bandolet w ręce
trzymał na ten czas.
- Zatem świadków po kolei wzywać będziem, żeby świadectwa
swoje przed Bogiem i przed tym sądem zaprzysięgali.
Sędziowie Ławy, co pergaminy świadectw mięli po kolei
świadków do przysięgi wzywali.
- Kacper Bednarz, jest li na sali, Sąd go wzywa.
Kacper wstał tam, gdzie siedział i pomiędzy ławami
przeciskał. Dochodził do stołu, gdy sędzia palcem do końca stołu go skierował.
Tam przeor Marek krzyż w dłoń ujął i rękę wyciągnął;
- Prawdę, jak było przed Bogiem przysięgasz?
- Przysięgam – odpowiadał z ręką na sercu, jak w zwyczaju.
Przecie przed krzyżem, duchowną osobą i sądem, wobec zgromadzonych i Boga
potwierdzenie swych słów składał. Przecie inaczej być nie mogło.
Sędzia z pergaminu czytał;
- Huk wystrzału słyszałem, chmurę dymu z tego ale kto
mierzył i wystrzelił, nie widziałem.
- Potwierdzasz ty swoje słowa?
- Potwierdzam pod przysięgą, na Boga. – Kacper odpowiadał.
Burmistrz w przebiegu zdarzeń luki upatrzył, to i zapytywał;
- Czy Hieronim w karczmie bandolet miał przy sobie?
- Miał Wysoki Sądzie, on go za pasem nosił, wszystkim go
pokazywał.
Tak i z kolejnymi kompanami Hieronima by było. Jednak na
widok dwóch, co wstawali ledwie a na słabych nogach, burmistrz straże zawezwał;
- Nie godzi się, żeby pijany przysięgę na krzyż przed Bogiem
składał, wyprowadzić i w ciemnicy na trzy dni osadzić każę.
To ich pachołcy wnet przez drzwi z sali wyprowadzili.
Bo to świadkowie owi przed sprawą swoje dukaty, co je od
starego Kopacza dostali, spożyć je w gospodzie zdołali. Nie pomni, że stawać
przed sądem będą a przecież wiedzieli albo też wytrzeźwieć od wczora nie
zdołali.
A ciemnica we Lwówku była i jest wyjątkowa, co ją na
obrazach pokażę – bo bez drzwi ni okien ona i światła żadnego tam nie ma.
Zda się, że lepiej im było na sprawę nie przychodzić.
Kolejnych przesłuchań na początku procesu, skoro podobne
były, jako było nie spisuję. Nic nowego dla sprawy nie dawały a dużo taśmy na to
idzie, a taśma filmowa to ona droga jest.
To i na rodziców zamordowanej czas nadszedł ale z nimi
takich przeszkód nie było.
- Ojca zamordowanej przed sąd wzywam – kiedy ten przed
krzyżem przysięgę złożył - kolejny sędzia pergamin odczytywał;
- Kiedym wpadł do Sali, zobaczyłem jak Hieronim pod rękami,
pod siebie bandolet chowa i tam go miał, jakiem go ruszyli. Bo on
nieprzytomnego w niepamięci udawał.
Burmistrz relacje i plotki o wydarzeniu znał, jak znał je
cały Lwówek ale w pergaminach pełnej relacji nie było. W pergaminach naprędce a
po nocy tylko proste pytania i proste na nie odpowiedzi spisane były. Trzeba je
było do protokołu sprawy uzupełniać. Do sekretarza się zwrócił;
- Spisuj a nie przeocz z niewyspania.
- Cóżeś zatem uczynił? – dalej ojca odpytywał.
- Nóż porwałem, bo zawziętość mnię wzięła. Rzuciłem się do
Kopacza ale mnię komendant wstrzymał. On mnie od grzechu śmiertelnego uratował
i wdzięczny mu jestem.
Tak i zeznania matki Barbary brzmiały z pergaminu. Ale nie
przytoczę, boć mi przykro. Ona zapłakana była, zaprzysięgała i łkała przy tem. A,
że też pod przysięgą świadectwa były potwierdzone, widać prawdą były.
Ale, że już stała i przy głosie była wykrzykiwać zaczęła i
pięścią w stronę Hieronima wygrażać;
- Za krzywdę naszą on zapłacić musi Wysoki Sądzie.
Sprawiedliwości za śmierć naszej niebogi się domagamy.
Na to burmistrz, bo się tego spodziewał i na okoliczność
żądań rodziny Barbary był przygotowany:
- Wasze krzywdy znajome są Wysokiemu Sądowi. I my, i całe
miasto wam straty umiłowanej córki współczujem, wszak wszyscy ją znamy i dobrze
wspominamy.
To jest sprawa o zbrodnię wytoczona przez Miasto przeciw
oskarżonemu. Muszę was pouczyć do wiadomości waszej i tu obecnych.
Zadośćuczynienia musicie sami dochodzić na sprawie. Przed
sądem winowajcę stawić lub rodzinę, we własnym procesie krzywd dochodzić.
Sprawę za dukata założyć trzeba ale to po tym procesie. Najpierw trzeba sądowi
winę bezsporną oskarżonego stwierdzić. Jeśli się nie wybroni przed sądem, sąd
osądzić i wyrok sprawiedliwy ogłosić musi. Dopiero wtedy krzywd swoich
dochodzić możecie.
Na tym procesie świadkami jesteście, sąd już do was pytań
nie ma. Możecie salę opuścić jeśli wam to ból sprawia, sprzeciwu na to nie mamy.
Sąd zwalnia świadków, rodzinę Shulców ze sprawy, pozwalam
opuścić salę rozpraw jeśli taka wola.
Od początku sprawy Anders baczenie miał, czy aby Shulcom o
sprawiedliwość chodzi, czy zemstę i korzyści przy tem mają na myśli.
Ojciec Barbary nie zastanawiał się ani chwili. Porywczość
swojej kobiety znał i wiedział, że miary mieć nie będzie. Stanowcza i porywcza
ona była, do kłótni i awantur skora i nawet Wam już o tem jest wiadome. A
przecie oni przed tym samym sądem mają swoich krzywd dochodzić. Ona już teraz
szkody narobić gotowa.
Shulce mocno pod łokieć ramię żony ujął. Ona zaskoczona była
i obrotem sprawy, bo nie tak być miało. Słowom sędziego i interwencją męża,
zaskoczona ona była, dała się z Sali wyprowadzić. Jak wyszła, tak ją mąż dalej
do drzwi Hali Targowej i na ulicę wyprowadził. Tam powrotu nie było, bo u drzwi
straże stały. Dopiero wtedy żonę z rąk wypuścił, zroszone czoło wytarł rękawem.
- Kobieto, za porywcza ty jesteś, szkód narobisz. Czy ty
wiesz o jakie pieniądze tu chodzi? Majątek mają taki, że jest z czego brać i
oto się rozchodzi. Barbara do życia nam nie wróci ale korzyści z tego możem
mieć wielkie, a jakże. Tego ci popsuć nie zezwalam, bo za dużo mamy do
stracenia. Nie dość, żem córkę stracili? Miarkuj się a język i nerwy trzymaj w
sobie.
* *
To aż na głównej ulicy Lwówka się działo a na sali Kopacz
pośród innych zdruzgotany siedział. Bo to przed sądem książęcym to on by syna
od kar wykupił; za głowę Barbary wypłacił, krzywdom rodziny zadośćuczynił.
Nawet tu przed tym sądem ale mu burmistrz fortel zrobił i roszczenia rodziny do
oddzielnej sprawy pokierował. Nawet, jak to próbował wcześniej, z rodziną
ofiary się ułożyć i sąd o tem powiadomić, nic by nie wskórał.
Ale to jawnie na przyznanie do winy wydawać by się mogło,
ubiegło by proces. A tak sąd roszczenia oddalił do innej sprawy choć już na tym
procesie wina Hieronima wszystkim już wiadoma była.
Jego los w rękach sądu był, ojciec na Boga liczyć przestał,
bo zbrodnia przeciw prawom boskim i ludzkim to była. Obserwował bezradnie
dalszy procesu przebieg i marzył sobie; żeby to chocia z litości, przecie on
pijany był, nie widział, co robi… ratować go trzeba.
Tak i rękę wzniósł a sąd mu głosu udzielił, bo przecie
stroną był na sprawie.
- Wysoki Sądzie on nie wiedział co robi, on przecie pijany i
bez rozumu był, to jak on ma za to odpowiadać. Może mu kto w tym dopomógł albo
i strzelał bez jego, tego na pewno nie był świadomy.
Jak już Wysokiemu Sądowi mówiłem, on ze mnie jest synem moim.
Synem szlachcica, szlachetnie urodzonym on jest. Z tego też innemu prawu i
sądowi innemu podlega, bo książęcemu sądowi.
- Potwierdzam rozmowę wobec wszystkich i sądu tego, i za
powrotem powtórzę;
- sprawiedliwości tu dochodzim, oskarżycielem Miasto Lwówek
jest a nie osoba byle jaka. I przed Miastem prawa sprawiedliwie dochodzić
będziem. Po sprawiedliwości to będzie a nie po uważaniu na pochodzenie, takie jest
postanowienie Wielkiej Ławy. Bo twój syn zagrożeniem jest dla mieszkańców
miasta a nie dla księcia.
- sąd wiarę dać może poręczeniom, rozważyć je może. Czy jest
ktoś na sali, kto kuratelę nad Hieronimen a wobec Wielkiej Ławy godzien jest
sprawować.
- Jest li ktoś, kto poręczenie da? Zważyć trzeba, bo w razie
kolejnej przewiny Hieronima wraz z nim odpowiadać będzie. A sprawiedliwość
niechybnie go dosięgnie, tylko się odwlecze. Wtedy wyrok z tej sprawy wykonany
zostanie od ręki.
Burmistrz i Fryderyk rozglądali się po sali ale chętnych do takiego
kłopotu nie było.
Kopacz wśród zgromadzonych Zenona, co mistrzem tkackim był
wypatrzył, to i skinął głową. Zenon duże pieniądze był ojcu Hieronima winien,
to i do obowiązku się poczuwał. Bo też kompanem jego był ale się poczuwał, to i
wstał.
Sędzia nawet o imię go nie pytał, bo go znał ze spraw
młodego Kopacza. Obecni na Sali kręcili głowami na to, coś tam pomiędzy sobą
szeptali, bo też jego reputacją znali.
Sędzia tylko ręką machnął na to, Zenon na miejscu spoczął.
- Sam widzisz, że w tym mieście nawet pies z kulawą nogą za
twoim synem się nie stawi, nie ujmie. No chyba, że Zenon Tkacz, co go wszyscy
znają ale z tego samego, bo taki sam nicpoń i ladaco.
Fryderyk słów żadnych nie znalazł na to, usiadł na miejscu
przybity.
Burmistrz w głowę zachodził, bo to niby prawdy do siebie
podobne ale czymś się różnią. Wiadomym to jest, że prawdy takie są, jak ich
przez strony rozumienie albo interes jaki. Ale jedno jawnie z tego wszystkiego wynikało.
Nikt samego wystrzału nie widział, może prócz oskarżonego.
Ale ten nie przyzna się do tego, bo to zdarzenie śmiertelny
koniec dla niego by miało. Broni życia, nie przyzna się, na nic przysięgi jego,
jemu nie można dać wiary.
A, że pretekst już miał a na broni się nie znał, wezwał
komendanta straży.
Burmistrz przypomniał sobie, że starszy straży w karczmie
był i Hieronima do aresztu prowadził ale o tym w pergaminach też nie było a
wszyscy o tym wiedzieli. Sekretarz od
niego świadectwa nie odbierał, bo to i noc była, i zazwyczaj przy składających
zeznania zawsze przebywał, bo to jego służba była. To i od niego świadectwa nie
spisywał, zapomniał albo nie przyszło mu do głowy.
Starszy w drzwiach Sali z pachołkami stał, to do przysięgi burmistrz
go zawezwał.
- Ty Hieronima ująłeś na gorącym uczynku, opowiadaj jak było.
A ty sekretarzu spisuj od ręki, skoroś wcześniej zaniedbał.
- Wysoki Sądzie, na huk wystrzału to my z pachołkami do karczmy
pognali, znaczy biegli my. Jak do karczmy wpadliśmy, ojciec Barbary z nożem na
Hieronima szedł. To go zatrzymałem i nóż odebrałem. Potem pachołki pod ramiona
Hieronima wzięły i na Ratusz powlokły. Jak worek, bo bez przytomności on był.
- A bandolet, to gdzie on był?
- Na stole został alem go wziął na wartownię.
- Strzelany był?
- Jeszcze ciepły był Wysoki Sądzie, z rury mu dymem śmierdziało.
- Przecie do strzelania on jest, to i śmierdzi, to czego ty
chcesz od niego?
- Po czasie to on śmierdzieć przestaje, zapachu dymu nie
daje.
- Gdzie go trzymasz?
- Dobrze go schowałem, potrzebny być może Wysoki Sądzie.
- Rezolutnie zrobiłeś. Pchnij pachołka po niego, ja go
obaczyć chcę, bo to dowód w sprawie.
Komendant skinął na pachołka, ten do sądu doszedł. Na ucho
mu powiedział, gdzie bandolet leży i pachołka odesłał.
Ale przerwy na to, na czekanie, na bandolet nie było, bo
burmistrz pytał dalej;
- Bandolet rzecz nowa, nie wszyscy go znają ani strzelać
potrafią. Można go ładunkiem prochu i kulą nabić, chodzić po mieście i
strzelać?
- Nie może to być Wysoki Sądzie. Żeby wystrzelić trzeba
jeszcze prochu na panewkę podsypać. Proch w lufie od iskry się nie zapali, nie
wystrzeli. Iskrą skałka na panewce proch rozpala, płomień do lufy przez zapał, dziurkę
z boku wlata i z tego wybuch w lufie następuje. Inaczej być nie może.
- To i prochu trzeba jeszcze podsypać, mniemam. A ten proch
to skąd?
- Z rogu, z prochownicy się podsypuje albo szczyptę z
mieszka palcami wybiera.
- Każdy to zrobić może?
- Nie Wysoki Sądzie, ten tylko ma go, co broń palną przy
sobie nosi. Nikomu do niczego proch potrzebny nie jest. Po co nosić proch bez
potrzeby?
- A Hieronim go miał?
- A jakże, miał za pasem, proch też zabrałem.
Do Sali wbiegł pachołek z bandoletem w ręku. Widać, że bał
się jego, bo na wyciągniętej ręce go trzymał a twarz przed nim zakrywał. Ale
bandolet wszyscy widzieli a jak nie widzieli, a chcieli widzieć, to wstawali. Tak
pachołek do stołu doszedł i na stole broń złożył.
Burmistrz ostrożnie bandolet ze stołu podjął, końcem lufy do
nosa go przybliżył, wąchał po kilkakroć;
- Rację masz, wczora strzelany był a nie śmierdzi.
- Pokaż zatem sądowi i wszystkim, co zrobić trzeba, żeby
wystrzelić, bo to broń nowa i we Lwówku nikomu, nawet mnie, nie jest wiadoma.
- Trzeba wpierw rurę wyczyścić wyciorem – palcem starszy
lufę i wycior pokazywał – potem miarkę prochu wsypywać a w lufie wyciorem ubić,
za tem kawałek sukna nie za duży włożyć, dopiero kulę włożyć można. Po tym
znowu skrawkiem tkaniny kulę w lufie umocnić trzeba, żeby sama nie wylatała.
I jeszcze jedno, nie wiadomo, czy nie najważniejsze do
sprawy. Zamek, koło przy tem obracając się iskry od kamienia wzbudza, naciągać,
nakręcać do tego sprężynę trzeba. Naciągnięta, męczy się ona, znaczy zużywa i
dlatego nakręca się tylko przed wystrzałem.
Także do tego, żeby niechcący spustu nie dotknąć a koła nie
zwolnić, bo to nieszczęście gotowe.
- To złożona maszyna jest ten bandolet. Każdy obsłużyć go
może?
- Nie Wysoki Sądzie, to zupełnie nowa rzecz jest na Świecie,
postronna osoba tego niewiadoma. A do tego w trzymaniu i celowaniu, ćwiczyć się jeszcze trzeba. I nie
sztuka wystrzelić a trafić do celu.
- Jak to trafić?
- Bo to ciężka i nieporęczna broń jest, utrzymać w jednej
ręce da się ale trudno wymierzyć i trafić jest. Nie to, co strzelba z lontem,
co się ją obu rękami trzyma i podeprzeć można, i spokojnie wymierzyć.
- To na co komu taka broń, co jej utrzymać ni wymierzyć nie
można?
- Ona na ludzi jest a z bliskości, a nie na zwierza. Z tego
zająca czy wilka nie ubije, z bandoletu jeno w szarży na dwa kroki, albo do
dwudziesta kroków do stojącego celu można celnie wypalić.
- Jak ona nowa, to skąd ty wiesz to wszystko?
- Bom Hieronima w mieście widział z bandoletem u pasa, to i
zapytałem. Wszystko mi pokazał i objaśnił, tom mu po mieście obnosić się
zakazał.
Na Sali poruszenie się zrobiło, bo to morderca zakaz
komendanta miał i zakazu niepony był albo nie posłuchał.
- Zakaz miał a nie posłuchał. – obecni pośród ław
przekazywali sobie i potakiwali. Wnet wieść za drzwi powędrowała, bo to od tego
braciszkowie w drzwiach sprawy nasłuchiwali.
- Maszli świadków na to, żeś mu zakazywał?
- A jakże, po mieście przecie z pachołkami chodzę, nie
inaczej. – do drzwi wskazał, tam pachołki stały i potakiwały głowami.
I to burmistrzowi wystarczyło, do przysięgi ni świadectwa
ich nie wzywał, bo i tak przed sądem byli jeno, że o kroków parę. A to
wyjątkowe głupy i jełopy byli, jak dobrane, tylko do młócenia zdolne i wszyscy
ich z tego znali. Tylko pośmiewisko albo cyrkus jaki mógł być z tego.
Sędziowie za stołem uśmiechali się kiwali głowami, że
wszystko im wiadome i zgadzają się na to, iżby powagi sądu przy tem nie
uchybić. Zarówno Andersowi, jak Wielkiej Ławie już to wystarczyło a i w Hali Targowej
od rozmów to gwar i ruch jaki dał się słyszeć.
Sędzia sprawę wiodąc dalej nie zważał na to, prowadził
dalej;
- Dobrześ zrobił, skąd takie rozporządzenie od ciebie? Skąd
ci to przyszło do głowy?
- Bo to Wysoki Sądzie, co innego jest mieć broń na zwierza
do polowań bądź w domu od napadu, choć rzadko się zdarza. A co innego jest z
bronią, co tylko na ludzi ona jest, po mieście chodzić, bądź zaczepki szukać.
Przecie on z kompaniją awanturny był. Całe miasto i Sąd Wysokiej Ławy zna go z
tego. Takiemu wszystko przytrafić się
może. To i się zdarzyło a na każdego w mieście mógł przyjść traf taki, jak na
Barbarę świętej pamięci. – i komendant przeżegnał się przy tem.
- Prawa na to nie ma jeszcze żadnego i Wysokiej Ławie
pomyśleć o tem trzeba.
Twoje zeznanie ważne jest w sprawie, bo przestroga wobec
oskarżonego była. Bo była bez
wątpliwości żadnej a od urzędowej osoby. Oskarżony przestrogi nie posłuchał i
słuchać nie chciał. Gdyby broni wedle zakazu nie nosił do nieszczęścia by nie
doszło nawet po pijanemu. Zatem, nawet o wypadku przy zabawie i piciu nie może
być mowy.
Bo z tej przyczyny, to niejeden go z czynu tłumaczy.
* * *
Po tych słowach ludzie, co na sali byli wszyscy zanieruchomieli.
Bo to przełom był i dalszego ciągu procesu zwiastun, bo to już wyrokiem do
zakończenia sprawy się zdawało.
Ale gawiedź w Hali Targowej wzburzona była, okrzyki zaczęły
się wznosić a ciszę na Sali sądowej mącić;
- Morderca!
- Zapłacić za to głową musi!
- Na sznur! Na sznur jego! Zasłużył. – oni już na niego
wyrok wydali. Bo to w tłumie jeden od drugiego się wznieca, w bezrozumie z tego
i źle skończyć to się może. W tym hałasie i okrzyków wznoszeniu, który do Sali
Mieszczańskiej się dostawał, sąd nie mógł dalej sprawy prowadzić. A publiczność
do sali wejść gotowa i samosądy czynić.
Kopacze, co w Sali byli z Hieronimem razem przed tłuszczą
struchleli, po sobie patrzyli na ten obrót sprawy.
O tym, o zagrożeniu tumultem burmistrz zdawał sobie sprawę, rozgniewał
się, krzyczeć zaczął;
- Cisza na hali! Cisza, bo drzwi zawrę i halę opróżnić każę.
- Cisza tam! Cisza tam być musi! – chwilę odczekał, aż jego
krzyki braciszkowie przekażą do ostatniego na hali. Tak i za moment cisza
zapadła, jak to mawiają, jakby makiem zasiał.
Cisza wnet nastała, bo wszyscy wyroku ciekawi byli i słyszeć
go chcieli.
A jak wisiał w powietrzu to i burmistrz Anders nie musiał
daleko szukać ani narad czynić. Sędziom też tumult jaki na rękę nie był, bo nie
było nad czym debatować. Woli ani czasu na to nie było. Popatrzył po sędziach,
ci głowami potakiwali i na ojca Marka, co na końcu stołu siedział. Ten dłonią
krzyż mały w powietrzu przed sobą zakreślił. Sędziemu widomy znak to był, to
było błogosławieństwo dla dalszych działań.
Czem prędzej burmistrz do wyroku zmierzał, aby wzburzonych
na hali w cierpliwości nie nadużywać.
- Sąd zatem po wszelkich wątpliwości wykluczeniu pewność ma,
co do Hieronima winy. On to winien jest zabójstwa na Barbarze, nawet jeśli nie osobiście
zastrzelił był, to przez nierozwagę lub broni niedopatrzenie. Bo w pijanej
zabawie broń miał przy sobie w mieście, zakazowi nie poddał się a broni nie
dopilnował. A nikogo innego przy bandolecie nie było. Zatem Sądowi Wielkiej
Ławy Miasta Lwówka wyrok wygłosić wypada.
Na te słowa Woźny zakrzyknął;
- Wszyscy powstań! Wyrok ogłoszony zostanie.
- A tam w hali cisza ma być! – dodał od siebie.
- W imię Wielkiej Ławy i Miasta Lwówka ogłasza się Hieronima
Kopacza szlachetnie urodzonego, winnym śmierci Barbary Schulce córki
karczmarza. Stało się to wczoraj w wieczorem w karczmie jej ojca, gdzie do
stołu usługiwała. W niczem ona oskarżonemu nie zawiniła śmierci swojej. Ten zaś
pod wpływem trunków w zabawie hucznej wypalił był albo nie dopilnował bandoletu
swego, któren mu był zakazan.
- Wyrokiem Wielkiej Ławy Sądowej Miasta Lwówka oskarżony na
śmierć przez powieszenie zostaje skazany. Wyrok ma być wykonany na jutro w
południe na Placu Targowym a nie na wzgórzu, jak w zwyczaju, a to dla przykładu
maluczkim i ku przestrodze.
Na te słowa na sali i w Hali Targowej westchnienie ulgi
słychać było, bo takiego wyroku wszyscy spodziewali się usłyszeć i takiego usłyszeć
chcieli.
Hieronim jak stał i pozostali Kopacze w ławie za głowy się
złapali, bo to najgorsze na nich przyszło.
Ale Fryderyk zaraz rękę wzniósł;
- Wysoki sądzie, protestuję ja, o sprawiedliwość, i widzenie
z synem się upraszam. Sam Wysoki Sąd mówią, że wysoko urodzony on jest. Taki
wyrok szlachcicowi nie przystoi, jeśli już, to ścięcie mojemu synowi się
należy.
Anders nie zastanawiał się wiele, po sędziach popatrzył,
przeciwu nie było, głowy pochylali na to.
- Protest Sąd przyjmuje, wszystko musi się odbyć wedle prawa
i obyczaju. Zamieniam wyrok na ścięcie głowy wedle Ratusza. Skazany przed
wykonaniem wyroku wleczonym po mieście ulicami dookoła Ratusza ma być. A co do
widzenia, to po sprawie na pół godziny zezwalam.
- Ciało skazanego rodzinie będzie wydane. – dodał.
- Sąd Wielkiej Ławy wszelkie okoliczności zabójstwa
sprawiedliwie rozpatrzył, przed tym
sądem i Bogiem, wyrok na sprawcę wydał. Na tem posiedzenie sądu zakończone
jest. W imię ojca i syna…
I tak, jak do ogłoszenia wyroku wszyscy stali, tak sąd
opuścił salę.
To i zgromadzeni, co na sali byli opuszczali ją co do
jednego.
Hieronim z rodziną na sali do ostatka stali pod strażą.
Dopiero po wszystkich wyjściu wyprowadzeni zostali i w dół do aresztu
schodzili.
Na wyrok żadnej pomocy dla Kopaczów już nie było. Pierwej by
wieża Ratusza się obaliła, w gruz rozsypała, niżby z niebiesiech pomoc jaka
przyszła.
A wieża krzywo stoi i na obrazach to widać.
Bo to skazanych na sznur, na śmierć na szubienicy, jak psy
zakopywano bez trumny ni grobu żadnego. Prosto do ziemi szli w krzaki, w
pobliżu szubienicy, zazwyczaj na wzgórzu. Dla rodziny jedynym pocieszeniem
teraz było, że ciało Hieronima do pochówku mieć będą. Że mu pochówek a
właściwie dla siebie samych sprawić
mogą.
Taki im na pociechę pozostał szlachecki przywilej ze sprawy.
Do wiadomości Czytelników podać muszę, że ten bandolet, co o
nim kroniki zapodają, to zapewne najpierwszy w Polszcze był. Zabytek to zacny
ale gdzieś się w historii zatracił.
Nad konstrukcją bandoletu Wielki Leonardo od 1490 roku
pracował. A właśnie w 1517-tym pierwszy wykonawca, rzemieślnik się nalazł. I
nie wiadomym jest, czy to egzemplarz wykonany przez Leonarda był, jeden z prototypów
jego, czy jeden z pierwszych bandoletów przez rzemieślników robionych.
Ten życie swoje miał choć nie wiadomym jest skąd pochodził,
o innych z zeszłego czasu nic nie wiadomo. Tyle tylko, że w połowie XVI-go
wieku do uzbrojenia wojsk one wchodziły.
P.s.
Tytuły „Do sprawy…” i „Proces” są scenariuszem cz. III
projektu spektaklu teatralnego. Ale film, fabuła jeszcze się nie skończyła.
Moim zamierzeniem było, aby w przedstawieniu teatralnym
publiczność brała czynny udział.
1. W czasie gromadzenia widowni w Hali Targowej aktorzy są,
przemieszczają się niecierpliwie wśród zgromadzonych,
- w ich obecności odbywa się scena awantury matki Barbary –
to początek spektaklu w obecności zaskoczonych widzów zgromadzonych w hali.
2. Po wpuszczeniu stron na Salę Mieszczańską, po tym
wpuszczani są widzowie – bilety to wezwania na sprawę, świadkowie zajmują
miejsca wśród publiczności, mają wspomagać interakcje publiczności.
3. Przez cały czas przedstawienia w drzwiach Sali
Mieszczańskiej stoją i wypełniają swoje role aktorzy wg scenariusza,
4. Na słowa „Powstać, sąd idzie” i do czytania wyroku trzeba
postawić na nogi całą publiczność – Woźny i świadkowie pomagają gestami.
To wszystko da się zrobić (adaptować) w dowolnej sali
teatralnej, nawet tłum w hali (kuluarach), trzeba tylko pomysłu… akustyka.
*
Tym samym zakazuję Władzom Lwówka Śląskiego dostępu do
swojego scenariusza. Darmo już było, byłem wtedy bezrobotny (trędowaty!).
6. Krzywda pana.
Lochy, których Hieronim nie zaznał. Wyroku na ciemnicę nie było ani czasu na to.
fot. 1. Zejście w dół do lochów, wyjście z Sali Tortur. Bardzo wąskie i wysokie schody.
fot. 2. Ciasny korytarz wiodący do ciemnicy.
fot. 3. Otwór w podłodze do ciemnicy. w dole głęboko na ok. 4 m. pomieszczenie bez okien, drzwi lub otworów wentylacyjnych. Tu musiał stać kołowrót z liną do spuszczania i wyciągania więźniów, jedzenia lub cebrzyka z nieczystościami. Na końcu liny zamocowana była pozioma deska.
fot. 4. Jedyny otwór wentylacyjny na zakręcie korytarza lochów. Otwór w 2 metrowym murze, na końcu mieści się tylko głowa.
fot. 5. Tuba podróżna na bardzo ważne dokumenty (rulon pergaminów). Ekspozycja w Placówce Muzealnej Ratusza.
foto autor Roman
Wysocki
09.03.2017 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.