1. Zbrodnia.

1. Zbrodnia.

2. Dzień drugi - poranek.



Dzień drugi - poranek.
Tak i dzień nad Lwówkiem nastał.
Wieść o mordzie na Barbarze gruchnęła po Lwówku z rana dnia następnego. Od rana o zbrodni wszyscy się dowiadywali. Nawet ktoby nie chciał, to i tak się dowiedział.
Wszak to wydarzenie niebywałe w tak spokojnym mieście. I wszystkim to wiadomym było, jako jeden od drugiego to było.

Bo to wszyscy zachodzili w głowy a rozpamiętywali.
Jak tym razem, w przewinie tak wielkiej i grzechu śmiertelnym młody Kopacz od sprawiedliwości się wykpi? Bo przecie prawo to on będzie miał za sobą a sprawiedliwość? Tego od rodziny Kopaczów nikt jeszcze nie zaznał.
Z rodu możnego on pochodzi, to i wykupić się może, za głowę ofiary karę zapłaci, szkody naprawi a przy tem krzyż pokutny postawi. Mszę za nieboszczkę Barbarę w kościele odprawi z pogrzebem przy tem, jak na bogacza przystało.
Ale życia Barbary to nie wróci a sprawcy nijak to nie obejdzie ani nie wzruszy, nie dotknie go w niczem.

Ale nie wiedziała o tym jeszcze rodzina Kopaczów, wszak mieszkali w swoich włościach poza miastem i w oddaleniu niemałym. Dopiero przed południem do Żerkowic przybył posłaniec z wiadomością od Ławy Sądowej Miasta Lwówka.
Dopiero wtedy ojciec dowiedział się, że jego syn za morderstwo pojmany jest i sądzony będzie. Nie było dla niego żadnych informacji, żadnych szczegółów ani rozkazów ni poleceń żadnych.
Kopacz i zaskoczony był, i w rozterce nie małej. Bo to on przed nazwiskiem przypisane miał – von, znaczy szlachetnie urodzony. Jemu się książęcy sąd należał a nie miejski.
Co też ten burmistrz umyślił?
Szlachcica przed Ławą, sądem miejskim sądzić zamierza?
Niedoczekanie to jego, na to inne prawo i sąd inny, bo książęcy jest do tego.
Tak to sobie Kopacz rozpatrywał ale śpieszyć się musiał, bo czasu na to nie było. Brak szczegółów zdarzenia i brak jakichkolwiek postanowień źle wróży dla sprawy.
A sprawa gardłowa była tak w przenośni, jako i w naturze.

Że Hieronim do dom nie wracał, zdarzało się nie raz. Bo to w towarzystwie bywał i w towarzystwie zajęcie i uznanie znajdował. Z zabaw i burd wszelakich, i występków przy tem w kompanii pijaków był znany, znaczy hulaką był i nicponiem. Tak wśród kompanów, jak i niewiast różnych.
Bo na proweniencję się nie oglądając zaczepiał je a przychylność widząc korzystał bez miary. Toteż niejedna cnotę przy tem i poszanowanie wszelakie straciła, że o brzuchatych nie wspomnę. Za sukcesy zdobycze swoje miał i splendory sobie przypisywał. Zła to sława była jeno, że on miał to za nic.
Ale też wśród mieszkańców poszanowania nie miał żadnego nawet przez szlachetne urodzenie. I nie raz ojciec jego pieniędzmi i groźbami musiał występki tuszować ale on brnął dalej. Nic sobie z tego nie robił, bo glejt szlachecki na bezkarność i pieniądze miał.
Było tak i jest, że równi są i lepsi. Równi sobie wobec prawa i lepsi, bo nad prawem oni.

Kopacze możnymi ale i okrutnymi panami byli. Z tego wszyscy ich znali i lepiej było nie wchodzić im w drogę. Co rusz konflikty różne mięli a to z sąsiadami, a to z mieszczanami. Nawet z miastem procesy o drogi toczyli.
Czego nie dało się po prawie, to przez swoich zbirów załatwiali, niby po zgodzie a za postrachem albo ze świadkiem fałszywym do zeznań skorym, za pieniądze.
Nie ważna dla nich była sprawiedliwość ani zdarzeń kolej, ważnem było, żeby ich racja i korzyść jaka na wierzchu była.
To i skrzywdzonych wielu było z tego.
Ale oni nic sobie z tego nie robili, mieli swoich zbirów, z którymi Kopacze po swoich włościach jeździli. Bo to dla bezpieczeństwa własnego i egzekwowania poleceń wśród włościan było. W ich wioskach chłopi praw nie mięli żadnych ni poszanowania, w posłuszeństwie i postrachu oni żyli.

Burmistrz Anders też o tym wiedział, wątpliwą reputacją Hieronima znał. Bo to ciągle po mieście burdy były i skłóconych czy poturbowanych rozsądzanie przed Ławą Sądową. Przez młodego Kopacza, i kompanię jego bezpieczeństwo w mieście jawnie było zagrożone. Co będzie jak znowu prawo go od odpowiedzialności, od sprawiedliwości wybroni?
W rozterce wielkiej był, bo to pergaminy ze świadectwami obecnych w karczmie miał. I jakby ich nie układał niewiele z nich wynikało choć wina bezsporna była. Nikt nie widział, żeby Hieronim do dziewki z bandoletu mierzył i wypalił. Ale broń niewątpliwie do niego należała, starania wszelkie i baczenie na nią mieć winien. A on w pijackiej malignie był, broni nie dopatrzył, to i jego wina, bo niedopatrzenie.
Tylko gorzej we Lwówku będzie, przemyślał. Szybko sprawić się trzeba.

Jeszcze przed południem mieszczan i rajców z Wielkiej Ławy zwołać kazał.
Wszystkim już wiadome było, co się wydarzyło. Wszyscy do sądzenia powołani się stawili, nie tak jak zazwyczaj do spraw rozsądzania, kiedy to trzech czy czterech było trzeba. Bo sprawa wszystkim znana, niezwykła i pilna była.

Toteż zgromadzeni pomiędzy sobą a wobec zgromadzonych występki Hieronima wyliczali. A to awantury w karczmach czy na ulicy a z kompaniją swoją, a to dziewczyny siłą cnoty pozbawione i dzieci z tego urodzone bez ojców, znaczy sieroty. Z pół godziny takich przykładów było i zgromadzenie końca tego nie widziało.
To i burmistrz przerwał stanowczo;
- Dosyć tego, Kopacz zbrodnię popełnił, wszelkie granice przekroczył. Teraz każdy mieszkaniec w mieście zagrożonym jest. Bo jak się od sprawiedliwości sztuczkami prawnymi, paragrafami jakimi wybroni, to gorze nam.
Przeraziło to sędziów, bo to prawda była. Do wystepków młodego Kopacza przyzwyczaili się już i zagrożenia nie byli świadomi.
- Racja! Rację burmistrzowi przyznać trzeba! – krzyczeli.
- Osądzić go trzeba! Trzeba z tem skończyć raz na zawsze!
Na to Zygmunt, starszy cechu rymarzy rękę podniósł i wstał za tym. Skoro burmistrz wskazał na niego, głos zabrał.
- Pomnym, bo za przodków naszych Czarny Krzysztof  w okolicach Lwówka grasował. Podłej instancji on był, sam się rycerzem obwołał. Ludzi na trakcie z majątku łupił a i najazdy na włości czynił z takimi samymi, jako i on zbirami.
Na to i rajca lwówecki Stefan głos zabrał.
- Szlachetnie urodzonym nikt rozboju nie broni, wręcz władza popiera. Książę Zedliczów takimi podatkami obłożył, że gospodarstwa na włościach zaniedbali, przestali dobrobyt na roli mnożyć. Na drogi z rozbójnikami wychodzą i łupią przejezdnych handlarzy. Prawdą jest, że swoim krzywdy nie czynią ale Książę tego nie widzi albo widzieć nie chce, póki daninę na czas płacą.
Kopacz zbrodnię popełnił przeciw ludziom i przeciw Bogu, i nie poprzestanie na tem. Żywot nasz i naszych dzieci zagrożonym jest, trzeba nam to przerwać na czas.
Słuszne to głosy były i obecni tak pomiędzy sobą jak i głośno wobec wszystkim przytakiwali;
- Racja to. Racja! – krzyczeli.
Rację głosom przyznając, jak to zrobić, nikt nie wiedział.

Tedy burmistrz orzekł:
- On szlachcicem jest, on sądom książęcym podlega, nie nasza to rzecz sądzić jego. Możem tylko pojmanego i z pergaminami do Wrocławia odprawić pod sąd.
Milczenie na to zapadło w zgromadzeniu, nikt na to rady nie widział.
Wszyscy też pomni byli, że sąd we Wrocławiu przez lata sądzić będzie. Że Hieronim nawet lochu nie obaczy, bo go rodzina od lochu wykupi. Gdyby to Barbara wysoko urodzona była, inaczej by prawo jej śmierć rozsądzało. A tak, szkoda gadać, bo to takie prawo było, że inaczej traktowało zabójców jak i ich ofiary. Jak chłop chłopa zabił, na sznur szedł i tyle. Ale szlachcicowi wypadało tylko kary płacić. To i z młodym Kopaczem tak być może.
I długo by ta cisza trwała, gdyby burmistrz nie podpowiedział.
- Chyba, że się szybko sprawim… - zaczął myśl i ciągnął dalej.
- Stary Kopacz niczego się nie spodziewa, ja mu tylko wieść posłałem…
Zatem sąd nad Hieronimen trzeba zwołać pilnie, nim stary Kopacz zdąży cokolwiek zrobić a naszkodzić. Bo to do sądu we Wrocławiu albo do Księcia w Świdnicy droga daleka jest. Dzień w drodze zejdzie, drugi za powrotem. Zatem ten dzień wykorzystać nam trzeba się. Nic on zdziałać nie zdoła, zanim my syna mu osądzim.
Kata zawezmać się należy, żeby póki co Hieronim u nas zeznanie swoje własne przed sekretarzem i członkiem Ławy złożył, jak było przy tem zdarzeniu. I niechaj kat go poturbuje co nieco ale tak, by do sprawy na wieczór na własnych nogach ustał. Pomęczyć go trzeba przy tem ale krzywdy nie czynić. Jeśli przyzna się do winy, tym lepiej to dla nas, bo dowód to będzie niechybny. Lepiej być nie może i może się stanie, obaczym. Ale nawet bez przyznania a pomimo sprawiać się nam przyjdzie prędko.
- Zapytuję tu obecnych, członków Ławy Sądowej Miasta Lwówka – jest li przyzwolenie na to? Na taki obrót sprawy.
Wzniosły się wszystkie ręce obecnych na Radzie i okrzyki się wzniosły;
- Zgoda na to jest! Brawo burmistrz!
Były nawet okrzyki, co wzburzenie oddawały;
- Na sznur zasłużył! Na sznur!
- Miarkujcie się waszmościowie, przestrzegam. Jeszcze osądzonym nie jest, porządny proces mu się należy, to nasz proces będzie. Nie ferujcie wyroku przed sprawą, zabraniam.
Obecni w Sali Ławy ochłonęli, burmistrz czterech sędziów Ławy na sprawę wskazał i godzinę procesu na 6-tą z wieczora wyznaczył.
Burmistrz wśród obecnych starszego straży obaczył, to i polecenia wydał;
- Komendancie, kata sprowadź a Kopacza z aresztu do ciemnicy przeprowadź. Za parę dukatów kat sprawiać się będzie, bo do sprawy oskarżony cały i na własnych nogach jest nam potrzebny. I niechaj się śpieszy, bo to na południe już idzie.
A, że proces tego samego dnia miał się odbywać, to pilnie ogłoszenie trzeba było pisać a rozgłaszać. W Izbie Tortur, co przy Sali Ławy Sądowej, zeznania męczonego spisywać, roboty przy tem mnóstwo a czasu na to mało było. Toteż obecni szybko się rozeszli do swoich czynności i pomocy w procesu przygotowaniu.

Sala Ławy Sądowej Miasta Lwówka, tu losy Hieronima Kopacza się ważyły. 

fot. 1. Przestronna sień przy wejściu pierwszym, dla interesantów. W głąb Ratusza korytarz wiódł. Tam urzędy Miasta się mieściły. Na końcu korytarza komnaty Burmistrza i Rady Miasta były. W sieni po prawej widoczne drzwi do sali Ławy Sądowej Miasta Lwówka.

fot. 2, 3 i 4. Widoki Sali Ławy - po lewo, po prawo i widok ogólny z wejścia do Sali Tortur. 

fot. 5. Widok ściany po prawej a w niej wejście przez schody do Sali Tortur. Obok widoczna skrzynia żelaznymi blachami i sztabami kuta - Skarbiec Miasta Lwówka to był - nigdy nie złupiony on był!

Roman Wysocki
16.02.2017 Bystrzyca k.Wlenia.
Prawa autorskie zastrzeżone.