Dzień drugi - poranek.
Tak i dzień nad Lwówkiem nastał.
Wieść o mordzie na Barbarze gruchnęła po Lwówku z rana dnia
następnego. Od rana o zbrodni wszyscy się dowiadywali. Nawet ktoby nie chciał,
to i tak się dowiedział.
Wszak to wydarzenie niebywałe w tak spokojnym mieście. I
wszystkim to wiadomym było, jako jeden od drugiego to było.
Bo to wszyscy zachodzili w głowy a rozpamiętywali.
Jak tym razem, w przewinie tak wielkiej i grzechu
śmiertelnym młody Kopacz od sprawiedliwości się wykpi? Bo przecie prawo to on
będzie miał za sobą a sprawiedliwość? Tego od rodziny Kopaczów nikt jeszcze nie
zaznał.
Z rodu możnego on pochodzi, to i wykupić się może, za głowę
ofiary karę zapłaci, szkody naprawi a przy tem krzyż pokutny postawi. Mszę za
nieboszczkę Barbarę w kościele odprawi z pogrzebem przy tem, jak na bogacza
przystało.
Ale życia Barbary to nie wróci a sprawcy nijak to nie
obejdzie ani nie wzruszy, nie dotknie go w niczem.
Ale nie wiedziała o tym jeszcze rodzina Kopaczów, wszak
mieszkali w swoich włościach poza miastem i w oddaleniu niemałym. Dopiero przed
południem do Żerkowic przybył posłaniec z wiadomością od Ławy Sądowej Miasta
Lwówka.
Dopiero wtedy ojciec dowiedział się, że jego syn za
morderstwo pojmany jest i sądzony będzie. Nie było dla niego żadnych
informacji, żadnych szczegółów ani rozkazów ni poleceń żadnych.
Kopacz i zaskoczony był, i w rozterce nie małej. Bo to on
przed nazwiskiem przypisane miał – von, znaczy szlachetnie urodzony. Jemu się
książęcy sąd należał a nie miejski.
Co też ten burmistrz umyślił?
Szlachcica przed Ławą, sądem miejskim sądzić zamierza?
Niedoczekanie to jego, na to inne prawo i sąd inny, bo książęcy jest do tego.
Tak to sobie Kopacz rozpatrywał ale śpieszyć się musiał, bo
czasu na to nie było. Brak szczegółów zdarzenia i brak jakichkolwiek
postanowień źle wróży dla sprawy.
A sprawa gardłowa była tak w przenośni, jako i w naturze.
Że Hieronim do dom nie wracał, zdarzało się nie raz. Bo to w
towarzystwie bywał i w towarzystwie zajęcie i uznanie znajdował. Z zabaw i burd
wszelakich, i występków przy tem w kompanii pijaków był znany, znaczy hulaką
był i nicponiem. Tak wśród kompanów, jak i niewiast różnych.
Bo na proweniencję się nie oglądając zaczepiał je a
przychylność widząc korzystał bez miary. Toteż niejedna cnotę przy tem i
poszanowanie wszelakie straciła, że o brzuchatych nie wspomnę. Za sukcesy
zdobycze swoje miał i splendory sobie przypisywał. Zła to sława była jeno, że
on miał to za nic.
Ale też wśród mieszkańców poszanowania nie miał żadnego
nawet przez szlachetne urodzenie. I nie raz ojciec jego pieniędzmi i groźbami
musiał występki tuszować ale on brnął dalej. Nic sobie z tego nie robił, bo
glejt szlachecki na bezkarność i pieniądze miał.
Było tak i jest, że równi są i lepsi. Równi sobie wobec
prawa i lepsi, bo nad prawem oni.
Kopacze możnymi ale i okrutnymi panami byli. Z tego wszyscy
ich znali i lepiej było nie wchodzić im w drogę. Co rusz konflikty różne mięli
a to z sąsiadami, a to z mieszczanami. Nawet z miastem procesy o drogi toczyli.
Czego nie dało się po prawie, to przez swoich zbirów
załatwiali, niby po zgodzie a za postrachem albo ze świadkiem fałszywym do
zeznań skorym, za pieniądze.
Nie ważna dla nich była sprawiedliwość ani zdarzeń kolej,
ważnem było, żeby ich racja i korzyść jaka na wierzchu była.
To i skrzywdzonych wielu było z tego.
Ale oni nic sobie z tego nie robili, mieli swoich zbirów, z
którymi Kopacze po swoich włościach jeździli. Bo to dla bezpieczeństwa własnego
i egzekwowania poleceń wśród włościan było. W ich wioskach chłopi praw nie
mięli żadnych ni poszanowania, w posłuszeństwie i postrachu oni żyli.
Burmistrz Anders też o tym wiedział, wątpliwą reputacją
Hieronima znał. Bo to ciągle po mieście burdy były i skłóconych czy
poturbowanych rozsądzanie przed Ławą Sądową. Przez młodego Kopacza, i kompanię jego
bezpieczeństwo w mieście jawnie było zagrożone. Co będzie jak znowu prawo go od
odpowiedzialności, od sprawiedliwości wybroni?
W rozterce wielkiej był, bo to pergaminy ze świadectwami
obecnych w karczmie miał. I jakby ich nie układał niewiele z nich wynikało choć
wina bezsporna była. Nikt nie widział, żeby Hieronim do dziewki z bandoletu
mierzył i wypalił. Ale broń niewątpliwie do niego należała, starania wszelkie i
baczenie na nią mieć winien. A on w pijackiej malignie był, broni nie
dopatrzył, to i jego wina, bo niedopatrzenie.
Tylko gorzej we Lwówku będzie, przemyślał. Szybko sprawić
się trzeba.
Jeszcze przed południem mieszczan i rajców z Wielkiej Ławy
zwołać kazał.
Wszystkim już wiadome było, co się wydarzyło. Wszyscy do
sądzenia powołani się stawili, nie tak jak zazwyczaj do spraw rozsądzania,
kiedy to trzech czy czterech było trzeba. Bo sprawa wszystkim znana, niezwykła
i pilna była.
Toteż zgromadzeni pomiędzy sobą a wobec zgromadzonych występki
Hieronima wyliczali. A to awantury w karczmach czy na ulicy a z kompaniją
swoją, a to dziewczyny siłą cnoty pozbawione i dzieci z tego urodzone bez
ojców, znaczy sieroty. Z pół godziny takich przykładów było i zgromadzenie końca
tego nie widziało.
To i burmistrz przerwał stanowczo;
- Dosyć tego, Kopacz zbrodnię popełnił, wszelkie granice przekroczył.
Teraz każdy mieszkaniec w mieście zagrożonym jest. Bo jak się od
sprawiedliwości sztuczkami prawnymi, paragrafami jakimi wybroni, to gorze nam.
Przeraziło to sędziów, bo to prawda była. Do wystepków
młodego Kopacza przyzwyczaili się już i zagrożenia nie byli świadomi.
- Racja! Rację burmistrzowi przyznać trzeba! – krzyczeli.
- Osądzić go trzeba! Trzeba z tem skończyć raz na zawsze!
Na to Zygmunt, starszy cechu rymarzy rękę podniósł i wstał
za tym. Skoro burmistrz wskazał na niego, głos zabrał.
- Pomnym, bo za przodków naszych Czarny Krzysztof w okolicach Lwówka grasował. Podłej instancji
on był, sam się rycerzem obwołał. Ludzi na trakcie z majątku łupił a i najazdy
na włości czynił z takimi samymi, jako i on zbirami.
Na to i rajca lwówecki Stefan głos zabrał.
- Szlachetnie urodzonym nikt rozboju nie broni, wręcz władza
popiera. Książę Zedliczów takimi podatkami obłożył, że gospodarstwa na
włościach zaniedbali, przestali dobrobyt na roli mnożyć. Na drogi z
rozbójnikami wychodzą i łupią przejezdnych handlarzy. Prawdą jest, że swoim
krzywdy nie czynią ale Książę tego nie widzi albo widzieć nie chce, póki daninę
na czas płacą.
Kopacz zbrodnię popełnił przeciw ludziom i przeciw Bogu, i
nie poprzestanie na tem. Żywot nasz i naszych dzieci zagrożonym jest, trzeba
nam to przerwać na czas.
Słuszne to głosy były i obecni tak pomiędzy sobą jak i
głośno wobec wszystkim przytakiwali;
- Racja to. Racja! – krzyczeli.
Rację głosom przyznając, jak to zrobić, nikt nie wiedział.
Tedy burmistrz orzekł:
- On szlachcicem jest, on sądom książęcym podlega, nie nasza
to rzecz sądzić jego. Możem tylko pojmanego i z pergaminami do Wrocławia
odprawić pod sąd.
Milczenie na to zapadło w zgromadzeniu, nikt na to rady nie
widział.
Wszyscy też pomni byli, że sąd we Wrocławiu przez lata
sądzić będzie. Że Hieronim nawet lochu nie obaczy, bo go rodzina od lochu
wykupi. Gdyby to Barbara wysoko urodzona była, inaczej by prawo jej śmierć
rozsądzało. A tak, szkoda gadać, bo to takie prawo było, że inaczej traktowało
zabójców jak i ich ofiary. Jak chłop chłopa zabił, na sznur szedł i tyle. Ale
szlachcicowi wypadało tylko kary płacić. To i z młodym Kopaczem tak być może.
I długo by ta cisza trwała, gdyby burmistrz nie
podpowiedział.
- Chyba, że się szybko sprawim… - zaczął myśl i ciągnął
dalej.
- Stary Kopacz niczego się nie spodziewa, ja mu tylko wieść
posłałem…
Zatem sąd nad Hieronimen trzeba zwołać pilnie, nim stary
Kopacz zdąży cokolwiek zrobić a naszkodzić. Bo to do sądu we Wrocławiu albo do
Księcia w Świdnicy droga daleka jest. Dzień w drodze zejdzie, drugi za
powrotem. Zatem ten dzień wykorzystać nam trzeba się. Nic on zdziałać nie
zdoła, zanim my syna mu osądzim.
Kata zawezmać się należy, żeby póki co Hieronim u nas
zeznanie swoje własne przed sekretarzem i członkiem Ławy złożył, jak było przy
tem zdarzeniu. I niechaj kat go poturbuje co nieco ale tak, by do sprawy na
wieczór na własnych nogach ustał. Pomęczyć go trzeba przy tem ale krzywdy nie
czynić. Jeśli przyzna się do winy, tym lepiej to dla nas, bo dowód to będzie
niechybny. Lepiej być nie może i może się stanie, obaczym. Ale nawet bez
przyznania a pomimo sprawiać się nam przyjdzie prędko.
- Zapytuję tu obecnych, członków Ławy Sądowej Miasta Lwówka
– jest li przyzwolenie na to? Na taki obrót sprawy.
Wzniosły się wszystkie ręce obecnych na Radzie i okrzyki się
wzniosły;
- Zgoda na to jest! Brawo burmistrz!
Były nawet okrzyki, co wzburzenie oddawały;
- Na sznur zasłużył! Na sznur!
- Miarkujcie się waszmościowie, przestrzegam. Jeszcze
osądzonym nie jest, porządny proces mu się należy, to nasz proces będzie. Nie
ferujcie wyroku przed sprawą, zabraniam.
Obecni w Sali Ławy ochłonęli, burmistrz czterech sędziów Ławy
na sprawę wskazał i godzinę procesu na 6-tą z wieczora wyznaczył.
Burmistrz wśród obecnych starszego straży obaczył, to i
polecenia wydał;
- Komendancie, kata sprowadź a Kopacza z aresztu do ciemnicy
przeprowadź. Za parę dukatów kat sprawiać się będzie, bo do sprawy oskarżony cały
i na własnych nogach jest nam potrzebny. I niechaj się śpieszy, bo to na
południe już idzie.
A, że proces tego samego dnia miał się odbywać, to pilnie
ogłoszenie trzeba było pisać a rozgłaszać. W Izbie Tortur, co przy Sali Ławy
Sądowej, zeznania męczonego spisywać, roboty przy tem mnóstwo a czasu na to
mało było. Toteż obecni szybko się rozeszli do swoich czynności i pomocy w
procesu przygotowaniu.
Sala Ławy Sądowej Miasta Lwówka, tu losy Hieronima Kopacza się ważyły.
fot. 1. Przestronna sień przy wejściu pierwszym, dla interesantów. W głąb Ratusza korytarz wiódł. Tam urzędy Miasta się mieściły. Na końcu korytarza komnaty Burmistrza i Rady Miasta były. W sieni po prawej widoczne drzwi do sali Ławy Sądowej Miasta Lwówka.
fot. 2, 3 i 4. Widoki Sali Ławy - po lewo, po prawo i widok ogólny z wejścia do Sali Tortur.
fot. 5. Widok ściany po prawej a w niej wejście przez schody do Sali Tortur. Obok widoczna skrzynia żelaznymi blachami i sztabami kuta - Skarbiec Miasta Lwówka to był - nigdy nie złupiony on był!
Roman Wysocki
16.02.2017 Bystrzyca k.Wlenia.
Prawa autorskie zastrzeżone.